O babciach i dziadkach w… katechezie :)

Zarówno kalendarz, jak i grafika google oraz milion innych rzeczy przypominają, że dziś Dzień Babci, zaś jutro – Dzień Dziadka. Jakże piękne to dni! Czy jednak aż tak piękne, by pisać o nich na katechetycznym blogu? A owszem! A wręcz – odkurzyć bloga po dłuuugim czasie 🙂

Każdy, kto ma nieco więcej wspólnego z katechezą słyszał zapewne, iż rodzice nazywani są pierwszymi katechetami. Co najmniej tyle samo osób zdaje sobie sprawę z tego, że coraz marniej owi pierwsi katecheci wywiązują się ze swoich obowiązków… Na szczęście nie wszyscy, ale każdy wyczuwa, że mogłoby – a wręcz: powinno! – być lepiej. Jednak nie o tym miało być, zatem dajmy spokój rodzicom, a sięgnijmy myślami do ich zacnych poprzedników. Wpierw z oczywistych względów do naszych własnych… Trudno nie uśmiechnąć się, gdy w myślach goszczą babcia i dziadek. Nawet jeśli ci dzisiejsi odbiegają wizerunkiem od klasycznych babć z siwym koczkiem w okularach i wąsatymi dziadkami z łysiną, to przecież ich baciowatość i dziadkowatość nie uległa zmianie. Dla swoich wnucząt zrobią wszystko, a na pewno rozpieszczą, na ile tylko są w stanie to uczynić. Co ma z tym wspólnego katecheza? Ano to, że również w kwestii wychowania religijnego w wielu domach to oni działają w sposób szczególny.

Przez kilkanaście lat katechizowania dzieci widziałam wiele babć, wielu dziadków, którzy wiedząc, że jestem „panią od religii”, już z daleka witali się ze mną. Wyczuwałam wręcz, że dla wielu z tych osób znaczące jest właśnie to, że jestem osobą uczącą o Bogu, a pozdrawianie mnie jednoznacznie potwierdzało, jak ważny jest dla nich Ten, o którym mówię ich wnuczętom. Zresztą dzieci wielokrotnie potwierdzały, że to właśnie babcia lub dziadek nauczyli je modlitwy, prowadzili do kościoła, otwierali Biblię… u babci w pokoju dzieci widziały różaniec czy krzyż lub obraz na ścianie u dziadka. Jakiż to skarb! Jakież to piękne, że babcie otwierają przed wnukami nie tylko spiżarnię czy książkę z bajkami, ale także świat religjnych przeżyć.

Zdarza się, że religijny przekaz w ustach babć i dziadków nie jest wolny od „bozi”, zdrobnień czy straszenia Panem Bogiem, gdy za oknem uderzy piorun. Naszą rolą – katechetów posyłanych przez Kościół – jest wówczas weryfikować obraz Boga i pojęcia, które dziecko dotąd znało. Jednak mimo wszystko winniśmy wdzięczność każdej babci i każdemu dziadkowi, za sprawą których wnuczek oderwał wzrok od komputera i skierował go na Jezusa – na krzyżu, w Biblii, na obrazku czy w Najświętszym Sakramencie. Winniśmy wdzięczność za to, że nauczyli swoje trzy-czteroletnie skarby składania rąk czy słów modlitwy. Mistrzem świata w tej kategorii była dla mnie w ubiegłym roku dziewczynka w przedszkolu która nie omieszkała pochwalić się, że babcia nauczyła ją modlitwy, po czym owa pięciolatka wyrecytowała bezbłędnie modlitwę do św. Michała Archanioła. Można? Można!

Niewątpliwym nadużyciem byłoby stwierdzenie, iż dziś religijność w rodzinach osłabła, ponieważ trudniej o rodziny wieolopokoleniowe. Ale też trudno nie dostrzec, że istotnie coraz częściej rodzice i dzieci mieszkają z dala od dziadków… Tymczasem babcia i dziadek bardzo często „katechizują” nie tylko słowem, ale i czynem – świadectwem. Kiedy stroją się co niedzielę do kościoła, kiedy pędzą co wieczór na różaniec lub co rano na roraty… Kiedy w oknie stawiają gromnicę, a drzwi co roku na nowo opatrują imionami Mędrców… Czyniąc to wszystko świadczą wobec swych wnucząt o Bogu – potwierdzają, jak ważny jest On w ich życiu, a nierzadko opowiadają o tym, zapytani przez swe dociekliwe skarby. Pamiętajmy zatem o babciach i dziadkach – naszych własnych, ale i babciach i dziadkach naszych uczniów. Dziękujmy za nich – niezależnie od tego, czy możemy spotkać ich na ulicy, czy też wędrują już ku Bogu, by odebrać swą nagrodę w niebie! 🙂

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.