Na gorąco, chłodnym okiem…

Od kilku dni zamierzałam poruszyć tutaj wątek poruszający środowisko katechetyczne, a przynajmniej jego część – sądząc po dyskusjach w jednej z grup zamkniętych dla katechetów na Facebooku.Dyskusjach mało sympatycznych i dzielących środowisko, w którym wielce pożądana byłaby jedność. Chodzi o strajk nauczycieli i udział w tymże strajku katechetów. Okazuje się, że nie brak zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Jakiś czas temu przygotowywałam się do wypowiedzi dla pewnego tygodnika i jak zapowiedziano, rozmowa miała dotyczyć m.in. strajku. W związku z tym odnalazłam artykuł, według którego samo słowo „strajk” ” pochodzi od angielskiego „strike” i oznacza: uderzać w kogoś lub w coś, zadawać cios, bić, zrobić na kimś wielkie
wrażenie, mieć jakiś pomysł, wprawiać w zdumienie, obliczać, bądź napawać
kogoś zdumieniem” (J. Koral, Prawne podstawy strajku, „Seminare” 11(1995), s. 189). Jak łatwo domyślić się, strajk nauczycieli nie tyle ma robić wrażenie czy wprawiać w zdumienie, ile uderzać w kogoś. Niestety, jak to bywa przy zadawaniu ciosów – zwłaszcza przy rzucaniu z odległości, bywa tak, iż obrywa nie ten, w którego mierzyliśmy. Trudno nie mieć wrażenia, że tak jest również w przypadku strajku nauczycieli, który przecież najmocniej obraca się przeciwko uczniom.

Już samo pochodzenie słowa i jego angielskie znaczenie rodzi pytanie, czy to właściwa forma aktywności dla katechety? Niektóre diecezje już dawno zastrzegły, iż katecheta nie powinien brać udziału w strajkach, inne na gorąco zabierają głos w tej sprawie (np. pozostawiając decyzję sumieniu katechety), a jeszcze inne – milczą. Co ciekawe, nawet owo milczenie przeszkadza niektórym – jak gdyby bez odgórnego wskazania katecheta nie wiedział, co ma czynić… Swoją drogą ciekawa jestem, ilu katechetów oczekujących od swej diecezji wyrażenia stanowiska, po zapoznaniu się z nim byłaby jeszcze bardziej niezadowolona, gdyby stanowisko to okazało się sprzeczne z ich przekonaniami…

Wielu obrońców strajku i udziału katechetów w nim powołuje się na solidarność z innym nauczycielami, wspieranie kolegów i koleżanek… Zabawne, bo na forach nauczycieli dość często spotyka się postulaty, by wyrzucić religię ze szkół i zamiast płacić katechetom dać podwyżki nauczycielom innych przedmiotów… Oczywiście wiem, że nie wszyscy tak uważają, ale nie można lekceważyć i tych głosów. Daleko szukać… przypomnijmy sobie konsultacje społeczne nad zmianą rozporządzenia w sprawie wychowawstwa przydzielanego katechetom – ileż „hejtu” wylało się, również za sprawą nauczycieli innych przedmiotów? Ile obaw, że (zawrotnej wysokości) dodatki za wychowawstwo trafią na konta i do rąk katechetów?

Jeszcze częściej podejmowana kwestia co do strajku to wysokość wynagrodzeń. Owszem, prawdopodobnie każdy wolałby mieć wyższą pensję niż niższą, jednak czasem mam wrażenie, że nauczycielom nie tylko nie dano podwyżek, ale wręcz obcięto ich wynagrodzenia – taki podniósł się krzyk. A przecież jak zauważył jeden z członków grupy – podpisując umowę o pracę każdy zgodził się na określone warunki. Ba! Nauczyciele jak mało kto mają ten luksus, że znane są minimalne wynagrodzenia osób o określonym wykształceniu i stopniu awansu zawodowego, więc bazowa kwota jest do wyliczenia zanim podejmie się pracę.

Przy okazji wynagrodzeń odżył temat darmowej pracy w parafii. Jestem przeciwna nadmiernemu obciążaniu katechetów pracą w parafii bez dodatkowego wynagrodzenia – w razie czego można pokazać księdzu proboszczowi 90 numer polskiego dyrektorium katechetycznego. Ale wpierw warto samemu zapoznać się z nim, ponieważ punkt ten jasno stanowi o obowiązku udziału katechety we Mszy świętej z udziałem dzieci i młodzieży w niedzielę i święta w parafii, na terenie której znajduje się szkoła. Idealnie mają ci, którzy pracują we własnej parafii. Oczywiście,w innej sytuacji to może być trudne, gdy np. katecheta ma własne dzieci przygotowujące się do sakramentów i chciałby uczestniczyć we Mszach we własnej parafii. Jednak tu nieustannie przychodzi mi na myśl znany zapewne początek piosenki „Dlaczego nie mówimy o tym co nas boli otwarcie..?”. Kto z narzekających odbył rozmowę z księdzem proboszczem, wyjaśniając mu swoje racje, zanim zaczął za plecami narzekać na niego?

Poza tym nie od dziś zauważa się czasem niepokojąc tendencję, o której być może kiedyś już pisałam – kiedy dyrektor szkoły zleci jakieś zadanie, katecheta nie ma wątpliwości ci do tego, że należy je wypełnić. Kiedy zaś ksiądz proboszcz o coś prosi – czasem zaczynają się wymówki i usprawiedliwienia.

Być może zapomniałabym zupełnie o dzisiejszym wpisie, gdyby nie… sójki za oknem. Już wyjaśniam 🙂 Otóż gdy udało mi się wstać wcześniej niż pozostałym domownikom, to ucieszyłam się, że będę mogła w spokoju popracować. Niestety, już po chwili mój spokój zakłóciły wrzaski zza okna – cztery sójki na czereśni postanowiły wszcząć awanturę. Ptasia kłótnia powtórzyła się jeszcze kilka razy.

Pomyślałam, że… kogoś mi te sójki przypominają. Ot, awanturnice – oczywiście było mi ich szkoda i najchętniej pomogłabym im rozwiązać wszelkie spory, ale faktem jest, że sójki nie należą do niewiniątek i na pewno mają sporo za uszami (mimo, iż uszu nie widać… 🙂 ). Zwolennicy strajku zauważają, że przez „dobrą zmianę” wydłużono ścieżkę awansu, inni dodają, że społeczeństwo źle wyraża się o nauczycielach (katechetach również). Całym sercem jestem za katechetami, jestem pewna, że jest wielu wspaniałych, oddanych i rzetelnych katechetów, którzy ciężką pracą zasłużyli sobie na najwyższe stopnie awansu i to, co cenniejsze, czyli uznanie uczniów, rodziców i innych nauczycieli. Ale… niestety, jest też ale… Jestem pewna, że są i tacy, którzy rzucają cień na tych pierwszych – to ci, którzy lekceważąco podchodzą do obowiązków, ich praca odznacza się bylejakością i żadnymi wymaganiami wobec siebie i wobec uczniów, choć mają dyplomy potwierdzające kwalifikacje, to kwalifikacje te są tylko na papierze… To samo dotyczy czasem awansu – nie jest to system doskonały, ponieważ wciąż promowani bywają ci, którzy wykażą się papierkami, stąd nadal nie wykluczy się sytuacji, w której świetny katecheta pozostaje „tylko” mianowanym, bo rzetelna praca i doskonalenie się w nie nie pozwala mu na zbieranie papierków i awans zawodowy i przeciwnie – będą dyplomowani, których setki zaświadczeń i rzekomych osiągnięć nijak mają się do tego, co naprawdę robią. Zdarza się więc, że i w sprawie strajku jako pierwsi kamień rzucają ci, którzy wcale nie są bez winy… Szczególnie, iż często w swoich wypowiedziach zdradzają, iż sami nie do końca rozumieją właściwie swoją misję…

Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się dotknięty powyższymi stwierdzeniami, ale jestem przekonana, że każdy z nas potrafiłby wskazać takie osoby w naszym katechetycznym gronie, za które sam się wstydzi. Jeśli to, co napisałam, wydaje się komuś zbyt surową oceną, to zapewniam, że wynika ona tylko i wyłącznie z troski o szeroko rozumianą katechezę. 

Na koniec moje spostrzeżenie podsumowujące dyskusję o strajku – czy może być co dobrego, co tyle zła powoduje? Niestety, ale naprawdę żal przyglądać się wspomnianej we wstępie dyskusji na Fb. Nagle okazuje się, że katecheci stali się specjalistami od dostrzegania źdźbła w cudzym oku, bywają wyjątkowo niemiłosierni wobec siebie, niektórzy świeccy zazdrosnym okiem patrzą na kapłanów (lub innych świeckich, którzy nie muszą spłacać kredytu  itp.), czy wyrażają się prostacko (np. twierdząc, że „biskupi mają nas gdzieś”). Ba! Mimo przemożnych zalet odnowy kerygmatycznej okazuje się, że wracają do dawnych tradycji katechetycznych i wyrywają wersety biblijne uzasadniając nimi swoje stanowisko.

W moim przedszkolu także był strajk – przez cały tydzień nauczyciele byli na zwolnieniu, w związku z czym i ja nie przyszłam do pracy, bo nie miałam kogo uczyć. Kiedy jednak w kolejnym tygodniu dyrekcja zapytała mnie, co ze mną – czy odrobię zajęcia, czy wezmę urlop lub przyniosę zwolnienie, bez wahania odpowiedziałam, że odpracuję zaległe zajęcia. Ile razy narzekamy na to, że nam przepadają lekcje? Czy zatem wolno tam ot, tak… odpuszczać sobie kolejne i pozwalać na to, byśmy naszym uczniom przekazali całość, a nie część słów życia wiecznego? (zob. Jan Paweł II, Catechesi tradendae).

Poza tym wyobraźcie sobie taką sytuację… Połowa kwietnia, wchodzicie na lekcję z zamiarem przeprowadzenia zapowiedzianej odpowiednio wcześniej pracy klasowej (tak, niektórym może to się wydać dziwne, ale można robić prace klasowe z religii, a nawet wypadałoby). Mówicie do swoich uczniów: wyjmijcie karteczki!, a oni wam na to opowiadają, że „nie, bo strajkujemy…”. Jaki argument będą wówczas mieli zwolennicy strajku?

Wiem, że nie przekonam tych, którzy już mają wyrobione zdanie w temacie strajku, ale też i nie to było moja intencją. Proszę tylko wszystkich – niezależnie od stanowiska w powyższej sprawie – na każdym kroku postępujcie tak, byście nie wstydzili się potem spojrzeć w oczy sobie, swoim uczniom i ich rodzicom, a także… tym, z którymi dyskutujecie w sieci!

P.S. Możliwość komentowania została wyłączona przez Centrum Systemów Informatycznych z powodu spamu. Zapraszam do wymiany myśli na moim koncie na Facebooku lub w grupie Deogratias et consortes bądź pod adresem: a.rayzacher-majewska@uksw.edu.pl

Możliwość komentowania jest wyłączona.