Długo zastanawiałam się, jak zatytułować ten wpis, bym sama spoglądając na tytuł nie zbaczała z tematu. Aby jednak uprzystępnić moje wywody, wprowadzę tytułowych bohaterów – Kowala – tu: dyrektora szkoły oraz Cygana – katechetę uczącego w szkole, którą kieruje dyrektor Kowal.
Cygan od początku pracy w szkole starał się być jak najlepszym katechetą – dobrze przygotowany do każdej lekcji, sumienny, robił powtórzenia i sprawdziany, by na bieżąco weryfikować przyrost wiedzy uczniów. Był równie wymagający wobec wszystkich uczniów – nie faworyzował ministrantów i bielanek oraz dzieci uczestniczących w nabożeństwach; nie tylko zadawał prace domowe, ale także regularnie je sprawdzał. Słowem – katecheta na medal! Tak oceniłby go każdy, kto jest świadom, iż pod względem organizacyjnym lekcje religii nie różnią się niczym od lekcji innych przedmiotów, a wymagania wobec uczniów mają walor zarówno dydaktyczny, jak i wychowawczy. Niestety… dyrektor Kowal miał w tej kwestii inne zdanie…
Już układając plan lekcji postarał się, by religia była na początku lub końcu zajęć. Tłumaczył to rzekomą troską o uczniów, którzy nie uczęszczają na religię (choć organizował tak lekcje nawet w klasach, w których w poprzednich latach zapisano na ten przedmiot 100% dzieci). Niektórzy uczniowie chętnie zostaliby na religii, bo lubili p. Cygana i jego lekcje, jednak widmo oczekiwania 2 godziny na kolejny autobus dowożący do ich miejscowości było zbyt groźne. W starszych klasach przeważyła chęć zyskania wolnego czasu. Poprosili rodziców o wypisanie…
Przed końcem pierwszego semestru pojawiły się kolejne problemy. Wpływowi rodzice jednego ucznia przybiegli do dyrektora Kowala żaląc się, że ich syn jest ciągle niewyspany, bo kiedy wróci z dodatkowego angielskiego, hiszpańskiego, tańców i judo, musi jeszcze odrabiać pracę domową z religii lub uczyć się do sprawdzianu z modlitw. Dyrektor Kowal nie zwlekał z wezwaniem Cygana „na dywanik” – kto to słyszał, by tyle wymagać z religii? Po co sprawdziany i prace domowe – tylko uczniów zniechęci… A w ogóle to niech nie przesadza – to tylko religia! (Dyrektor nie mógł przyznać głośno, że w istocie cała rozmowa jest okazją do zemsty… Na radzie pedagogicznej Kowal dowiedzial się, że jego siostrzenica ma przewidywaną czwórkę z religii. Ta sama, która co wieczór „męczy” rodziców, by odmawiali z nią cały pacierz, co niedzielę jest w kościele w pierwszej ławce, a w Adwencie nie opuściła ani jednych Rorat! Owszem, złapała w semestrze kilka minusów i dwie trójki z prac klasowych, ale przecież jest taka pobożna! A bezczelny Cygan tłumacząc sytuację powoływał się na kryteria oceniania z religii… phi!).
Cygan z każdym tygodniem był coraz bardziej zniechęcony… Starał się jak mógł, rzetelnie wypełniał obowiązki wobec szkoły i parafii, a ciągle zarzucano mu coś i krytykowano… Nie rozumiał czemu, skoro jego jedyną „winą” była sumienność i gorliwość… Słyszał też tu i ówdzie, jak mówią o nim, że „za bardzo się wczuwa”, jest jakiś „nawiedzony” i w ogóle… co on sobie myśli? W ślad za dyrektorem Kowalem mówili tak inni nauczyciele, rodzice… Wreszcie taką narrację przejęły też niektóre dzieci – zwłaszcza te ze średnią wprost proporcjonalną do wiedzy i pilności…
Opisana powyżej sytuacja może mieć wiele zakończeń – być może Cygan – zmęczony więcznym napiętnowaniem – odszedłby ze szkoły i znalazł taką, w której docenią jego poziom i zaangażowanie. Ale może też ugiąć się pod pręgierzem oskarżeń i pretensji – zwłaszcza Kowala, któremu był solą w oku – i stać się ot, niezbyt lotnym katechetą, który przestał wymagać od siebie i od uczniów. Niewątpliwie jednak w szkole Kowala Cygan ze swoimi pierwotnym podejściem nie miałby dobrej prasy. A i gdyby pozostał za cenę zmniejszenia oczekiwań i wprowadzenia miernoty – wciąż on byłby winien, choć tym razem zmieniliby się oskarżyciele. W mig pojawiłyby się zarzuty o marnowanie czasu dzieci, branie pieniędzy za nic, robienie ze szkoły kościoła…
Oczywiście możemy teraz rozpatrzyć nieco inny wariant…
Kowal jest dyrektorem bez uprzedzeń wobec religii, szanuje tę lekcję – przynajmniej od strony organizacyjnej, nie ingeruje w to, jak Cygan prowadzi zajęcia i czego wymaga od uczniów, o ile z początkiem roku zobaczy na swym biurku wymagane kryteria oceniania. Dokumenty są w porządku, katecheta regularnie wpisuje tematy do dziennika, więc jest ok… Na dyżurach międzylekcyjnych też Kowal widział czasem Cygana. Na radach pedagogicznych znacznie rzadziej, ale wiadomo… katecheta, więc pewnie ma coś do zrobienia w parafii. Od początku roku wypisało się z religii kilku uczniów. Rodzice coś przebąkiwali o tym, że dzieci na religii ciągle oglądają filmy albo rozmawiają o piłce nożnej. Dyrektor nawet zastanawiał się, czy nie porozmawiać z Cyganem, ale w dzienniku same piątki i szóstki, więc może rodzice przesadzają… powinni się cieszyć! Ktoś zasugerował nawet obserwację zajęć, ale przecież Kowal nie jest z kurii, by hospitować katechetę. Jak przyjedzie wizytator diecezjalny to niech ocenia Cygana…
W tym wariancie nie ulega wątpliwości, że „coś jest nie tak” z Cyganem i nie zamierzam go bronić. Może naoglądałam się zbyt wielu seriali kryminalnych, ale czy przypadkiem postawa Kowala nie jest tutaj współudziałem, a przynajmniej rażącym zaniedbaniem obowiązków? Toż to iście Piłatowe umywanie rąk!
Na forach roi się od wypowiedzi domorosłych specjalistów twierdzących, że nad katechetą nadzór sprawuje biskup i dyrektor nie ma wpływu na nauczanie religii. Dyrektor jednak powinien być mądrzejszy od anonimowego internauty i znać swoje prawa i obowiązki, a w świetle tych dysponuje licznymi narzędzami służącymi weryfikacji katechety. Zwłaszcza takiego, co do którego są pewne zastrzeżenia. O ile wizytator kurialny zapowadając swą obecność daje katechecie możliwość i czas na przygotowanie, o tyle dyrektor ma prawo w każdej chwili odwiedzić nauczyciela i przyjrzeć się jego metodom i stylowi pracy. Może też ocenić zgodność podejmowanych przez katechetę treści z programem nauczania, a także obecność omawianego tematu w rozkładzie materiału. Jeśli np. notatki w zeszytach uczniów nie mają nic wspólnego z tematami przewidzianymi w rozkładzie materiału, dyrektor winien nabrać podejrzeń. Jeżeli katecheta realizuje awans zawodowy na nauczyciela kontraktowego lub mianowanego, to dodatkowo dyrektor może zapytać opiekuna stażu o opinię na temat stażysty. Wszak dodatek dla opiekuna stażu nie jest wynagrodzeniem za stawianie podpisów na wszelkich przedłożonych dokumentach, niezależnie od ich zgodności z prawdą.
Dyrektor dysponuje możliwością, hm, zmobilizowania katechety do udziału w dyżurach międzylekcyjnych i podczas zebrań z rodzicami, konsultacjach czy posiedzeniach rady pedagogicznej. Jeżeli jednak nie wymaga niczego, to czy należy dziwić się katechecie, że korzysta z tego wszystkiego? Niejednemu katechecie nawet nie przyjdzie na myśl, by korzystać z takich „niemych” przywilejów, bo są oni świadomi doniosłości powołania i odpowiedzialnie traktują swoją pracę. Znajdą się jednak i tacy, którzy z pewnością nie upomną się o rozliczanie ich z obowiązków. Niestety, zdarza się, że społeczność katechetów jest oceniana przez pryzmat tych drugich – nawet jeśli są oni w zdecydowanej mniejszości. Co więcej – niejednokrotnie i sami rodzice mając do czynienia z takim leniwym katechetą zamiast podjąć działania, które pomogłyby pokonać jego lenistwo, sami wybierają łatwiejsze rozwiązanie i wypisują dziecko z religii lub uprzejmie donoszą na takiego katechetę znajomym na Facebooku, sąsiadce, mediom… słowem – tym, którzy z pewnością nie rozwiażą problemu, a jedynie nagłośnią go nadając przypadkowi monstrualnych rozmiarów.
Podkreślam, że nie mam zamiaru bronić leniwych katechetów. Wstyd mi za nich niezależnie od tego, czy to świeccy, księża czy siostry zakonne. Równie daleka jestem od masowego przypisywania dyrektorom postaw takich, jakie reprezentował Kowal Pierwszy lub Kowal Drugi. Chcę jedynie zwrócić uwagę na to, że czasem sytuacja, z którą mamy do czynienia, ma swoje różne przyczyny i nie zawsze leżą one po stronie katechety bądź wyłącznie po jego stronie. Poza tym jeśli zaczniemy traktować nauczanie religii jako wspólną sprawę wszystkich środowisk wychowawczych – rodziny, parafii i szkoły, to na pewno wszyscy na tym zyskamy.
Nie wiem, kim jesteś, Drogi Czytelniku, ale w kontekście tytułu niniejszego wpisu, mam prośbę… Jeśli najbliżej Ci do Cygana, to nie bój się wymagać od siebie i innych – nawet, jeśli nie wszystkim to się podoba. Pod żadnym pozorem zaś nie lekceważ obowiązków, bo lenistwem i ignorancją zaplatasz pętlę nie tylko dla siebie. Jeśli zaś jesteś Kowalem, jego współpracownikiem lub osobą jakkolwiek wpływającą na niego, to nie wieszaj Cygana i nie podawaj innym sznura – może okazać się, że na jego końcu jest druga pętla, którą prędzej czy później zaciśniesz na swojej szyi…