„Nigdy nie byłem w szkole prymasem…”

„Poproszę episkopat. – Chyba epidiaskop? – To ja tu podejmuję diecezje! – Chyba decyzje? – No tak… nigdy nie byłem w szkole prymasem…”

Kolejny raz rzeczywiswtość katechetyczna przywodzi mi na myśl „sucharki” jak ten powyżej. Oto bowiem doczekaliśmy się polskiego tłumaczenia nowego „Dyrektorium o katechizacji”. Rewelacja! No właśnie… Rewelacja – a nie: rewolucja…

Ktokolwiek przeczytał „Ogólną instrukcję katechetyczną” (1971) czy „Dyrektorium ogólne o katechizacji” (1997), ten będzie świadom wielu zbieżności pomiędzy dokumentami. I słusznie – wszak nie chodzi o to, by rewolucjonizować szeroko rozumianą katechezę, ale dać pewne wytyczne do jej owocnej realizacji w zmieniających się warunkach. A zmian trudno nie dostrzec i już we wstępie podkreślone są jako wyzwania zjawisko kultury cyfrowej i globalizacja kultury. Abp Fisichella podkreśla też, że wszystkie trzy posoborowe dyrektoria „upominają się o te same cele i zadania dla katechezy”. W kwestii zadań – wprawdzie znajdziemy nieco inne ich brzmienie niż to znane nam z 1997 roku, lecz pozostają one aktualne: Rozwijanie poznania wiary – prowadzić do poznania wiary; wychowanie liturgiczne – wtajemniczyć w sprawowanie Misterium; formacja moralna – formować do życia w Chrystusie; nauczanie modlitwy – uczyć się modlitwy; wychowanie do życia wspólnotowego – wprowadzać do życia wspólnotowego; zniknęło „wprowadzenie do misji”, ale w numerze 89 jest podkreślone, że wszyscy mają być uczniami-misjonarzami.
Tak się składa, że w ostatnich dniach dość pobieżnie, ale przejrzałam nowe dyrektorium, także porównując je z poprzednim, wysłuchałam też prezentacji dokumentu na konferencji prasowej, więc nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniami zawartymi w artykule:
https://ekai.pl/ks-wyzkiewicz-nowe-dyrektorium-o-katechizacji-jest-rewolucyjne/?fbclid=IwAR2qhGcDEUo4gpAh8Fi3Lto1WPnl1oRBBYm_6bVf5b9ziD_HxZY-BjH9now

Znów przychodzi mi odnieść się do słów ks. Wyżkiewicza, a właściwie do jego opinii, więc od razu uprzedzam, że nie jest to nic osobistego, bo sto razy bardziej wolałaby zajmować się swoimi sprawami niż wzburzona reagować na tekst, który w mojej opinii może być szkodliwy. Najlepiej więc, jeśli przejdę do konkretów…
„Po pierwsze, poprzednie Dyrektorium mocno akcentowało rolę Katechizmu Kościoła Katolickiego, który wcześniej był wydany. Siłą rzeczy bardzo podkreślano, żeby w katechezie używać Katechizmu” – akcentowanie roli KKK w dyrektorium z 1997 roku (DOK) było oczywiste, po ogłoszenie KKK było jednym z motywów opublikowania dokumentu katechetycznego. Katechizmowi został poświęcony cały rozdział i nigdzie nie ma w nim mowy o tym, by „w katechezie używać Katechizmu [Kościoła katolickiego]” – jst on za to ukazany jako punkt odniesienia dla treści katechezy (razem z Pismem Świętym), nie wykluczając katechizmów lokalnych i „innych pomocy, użytecznych w pedagogii katechetycznej” (DOK 132). Może autor przespał te wykłady z katechetyki, na których mówiono, że KKK to tzw. „catechismus maior” i choćby z tego względu nie powinien być bezpośrednio stosowany w katechezie, na lekcjach religii – podobnie jak Katechizm Trydencki („Katechizm ten, co jest charakterystyczne, nie jest przeznaczony do bezpośredniego wykorzystania w formacji chrześcijan, ale jest proponowany proboszczom i kaznodziejom, aby służył im jako rodzaj przewodnika w formacji wiernych (…) Odnośnie do „Katechizm Kościoła Katolickiego” należy powiedzieć, że jego bezpośrednimi, pierwszymi adresatami, podobnie jak w przypadku „Katechizmu Rzymskiego”, nie są wierni (nie wyklucza ich jednak papież z obszaru adresatów), ale biskupi, pasterze Kościoła, którzy winni zatroszczyć się o to, aby stał się on podstawowym punktem odniesienia w przekazywaniu nauki katolickiej oraz zachętą i pomocą w tworzeniu katechizmów lokalnych, przystosowanych do miejscowych warunków i kultur” – K. Misiaszek, Katechizm Rzymski – Katechizm Kościoła Katolickiego, https://instrukcja.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAK/km_krzymski.html
To samo podkreślano w Konstytucji apostolskiej Fidei depositum ogłoszonej z okazji publikacji KKK.
” Natomiast teraz nowe Dyrektorium kładzie nacisk na wielość źródeł katechezy. To nie tylko Katechizm, to przede wszystkim Biblia, dzieła Ojców Kościoła, dokumenty soborowe, literatura, sztuka i wszelkie możliwe rzeczy, które pomagają w katechezie” – Faktycznie takie źródła są wskazane w numerach 90-109. Ale to żadna nowość, bo w DOK 95 wyraźnie wymieniono Słowo Boże (zawarte w Tradycji i Piśmie Świętym, rozumiane za pośrednictwem zmysłu wiary całego Ludu Bożego, pod przewodnictwem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła), ale także liturgię, życie Kościoła, refleksję teologiczną, autentyczne wartości religijne i moralne w społeczności ludzkiej i różnych kulturach. Rewolucja? Bynajmniej…

„Druga kwestia – rozszerzono pojęcie katechezy. Katecheza to nie są już tylko zajęcia w szkole. Katecheza to jest głoszenie Chrystusa w różnych formach – przede wszystkim w rodzinie, na parafii, w różnych grupach parafialnych, stowarzyszeniach, szkołach katolickich. To pokazuje szeroki horyzont – nie musimy umierać za religię w szkole, aczkolwiek to jest bardzo dobre dzieło.” – hmm.. znów autor przegapił cały rozdział DOK z 1997 roku poświęcony miejscom i drogom katechezy – wspólnota chrześcijańska, rodzina, katechumenat chrzcielny dorosłych, parafia, szkoła katolicka, stowarzyszenia, ruchy i grupy wiernych, kościelne wspólnoty podstawowe”. I znowu bez rewolucji… Jeśli zaś chodzi o religię w szkole, za którą autor nie chce umierać (szkoda, że bez wzajemności, bo wiele jego stwierdzeń jest zabójczych dla nauczania religii…) – już poprzednie dyrektorium dawało solidny wykład o nauczniu religii jako pewnej formie katechezy, ukazując między nimi relację zróżnicowania i komplementarności, podkreślając własny charakter nauczania religii w szkole (DOK 73-76). Nie rozumiem więc, czemu autor wciąż „przezywa” lekcje religii katechezą, siejąc zamęt nie tylko na płaszczyźnie pojęć, ale i świadomości… Mam nadzieję, że fascynacja nowym dyrektorium zaowocuje precyzją w tej kwestii, bowiem obo jeszcze mocniej podkreśla to zróżnicowanie.

„A trzecia sprawa – poprzednie Dyrektorium było napisane przez Kongregację do spraw Duchowieństwa, więc dokument był mocno klerykalny, o katechezie pisano z punktu widzenia księdza i biskupa. A teraz ten dokument napisany jest przez Papieską Radę ds. Nowej Ewangelizacji i tam punkt ciężkości jest rozłożony na różne grupy osób” – wielokrotnie korzystałam z DOK i nigdy nie zauważyłam tego klerykalnego charakteru… Ileroć zaś była mowa o odpowiedzialności za szeroko rozumianą katechezę, to zawsze wyliczano wszelkie możliwe grupy. Owszem, nowy autor – Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji – odcisnął piętno na dokumencie, bo trudno nie dostrzec mocnego akcentu ewangelizacyjnego (tu zaś krytycznie muszę dodać jako absolwentka misjologii, że ta nowa perspektywa – w mojej opinii – rzutuje też na podejściu do działalności misyjnej Kościoła, co do której mam wrażenie, że nie do końca uszanowano dotychczasową refleksję misjologiczną, łącznie z nauką soborowego dekretu Ad gentes w kwestii pojęciowej).

„Nie chodzi o to, że oddaję dziecko na religię i wy macie mi je teraz wychować” – nie wiem, kto zaprezentował ks. Wyżkiewiczowi takie stanowisko – ja znam raczej wersję o tym, że rodzice są pierwszymi katechetami, więc nie podzielam wrażenia o rewolucyjności dokumentu w tej kwestii.

„Tam jest napisane, że sami rodzice muszą się kształcić, jak przekazywać wiarę. I nie chodzi tylko o to, żeby wysłuchali kazania w kościele. Jest naprawdę mnóstwo różnych ofert do młodych małżonków – czy to Domowy Kościół, neokatechumenat, czy inne grupy” – dość chaotycznie ks. Wyżkiewicz miesza treści dyrektorium z własnymi komentarzami. Owszem, nowe Dyrektorium o katechizacji (DK) podaje szczegółowe wskazania odnośnie do katechezy rodzinnej (w rodzinie, z rodziną, rodziny) i zalecenia duszpasterskie, ale nihil novi sub sole. To też już było (m.in. DOK 226-227). Tym, co warto podkreślić mówiąc o rodzinie w nowym DK są „nowe scenariusze rodzinne” (DK 233-235) – wszak te nowe scenariusze istotnie rzutują na nasz sposob przekazu.

„Bardzo ciekawe jest to, że Dyrektorium mówi też, żeby pielęgnować katechezę również innych wyznań chrześcijańskich, np. prawosławnych, ewangelików. Mówi o tym, żeby pielęgnować dialog zarówno ekumeniczny, jak i międzyreligijny.” – bardzo ciekawe… a jeszcze ciekawsze, że pod tym względem nie różni się od Ogólnej instrukcji katechetycznej (1971 np. nr 27) i DOK… (197, 26, 30, 86, 133, 200). Co do pielęgnowania katechezy innych wyznań – znalazłam fragment o „świadectwie współdziałania chrześcijan w katechizacji” (DK 346), wcześniej zaś wytyczne: wyrażać przekonanie, że podział stanowi głęboką ranę i sprzeczny jest z wolą Pana; podawać jasno i z miłością naukę wiary katolickiej; przedstawiać w sposób poprawny nauczanie innych Kościołów i wspólnot kościelnych (DK 345), jednak nie barzo rozumiem, co znaczy stwierdzenie, iż mamy „pielęgnować katechezę również innych wyznań”?

A czy widzi Ksiądz w tym Dyrektorium potencjał na zahamowanie procesu sekularyzacyjnego? – Jeśli będzie sumiennie realizowany to tak, myślę, że tak. Taka katecheza po prostu będzie atrakcyjna i będzie prowadziła do życia parafialnego, gdzie ma być kontynuowana na innym poziomie. Merytoryka tego dokumentu jest dla mnie urzekająca.” – o gustach nie bdziemy dyskutować i o tym, co kogo urzeka, ale nie udawajmy, że nagle dostaliśmy nowy dokument, który rozwiąże wszystkie problemy katechetyczne! Zwłaszcza, że większość jego postulatów znamy nie od dziś i obawiam się, że wskazania DK będą przez niektórych realizowane równie gorliwie, jak poprzedniego dyrektorium (kto wie… może nowy dokument będzie otoczony takim szacunkiem, że niektórzy go nawet z półki nie zdejmą…).

„Sami katecheci muszą się dokształcać” – mało odkrywcze stwierdzenie, zwłaszcza w kontekście obowiązku formacji permanentnej. Ale i odnosząc się do tej formacji warto zauważyć rzekomo rewolucyjny charakter nowego dyrektorium. Wymiary formacji katechetów w DOK – być, wiedzieć, umieć działać (nr 238). Wymiary formacji w nowym DK – bycie i umiejętność bycia z, wiedza, umiejętność działania (nr 136). Wow… rewolucja…!

„Katecheta nie może ograniczać się do katechizmowych formułek, ale musi być na bieżąco z innymi naukami, musi umieć patrzeć na kwestię doktryn i moralności, uwzględniając rozwój nauk” – owszem, w DK jest mowa o katechezie i mentalności naukowej (354-358), ale i DOK zachęcało do dialogu interdyscyplinarnego (DOK 73), choć z racji kontekstu w nowym dokumencie poświęcono kwestii więcej uwagi.

„Ważne jest, żeby ten dokument czytać bardzo szeroko. Żeby nie patrzeć tylko przez pryzmat naszych polskich doświadczeń, bo inaczej zapędzimy się w jakiś kozi róg. Trzeba popatrzeć na parafię i na szkołę niejako jak na dwie ręce, tworzą całość, ale każda ma inne zadanie.” – znów nie widzę odkrywczości… może przeszkadza mi w tym znajomość DOK 73 i toczona od dawna batalia o to, by nie utożsamiać nauczania religii z „katechezą szkolną” (co niestety ks. Wyżkiewicz często robi w swoich wypowiedziach).

„Tu jednego się obawiam – że ktoś może powiedzieć, że to jest najlepsze zaproszenie do „cudowania” na katechezie. Bo często właśnie z takim „cudowaniem”, robieniem jakichś takich akcji, kojarzy się u nas nowa ewangelizacja.” – czytając nowe DK należy z uwagą zatrzymać się nad numerami poświęconymi ewangelizacji w świecie współczesnym, by dostrzec subtelne różnice pomiędzy „nowym etapem ewangelizacji”/”nowym ewangelizacyjnym etapem”, a trzema obszarami działania Kościoła (nr 41) – duszpastertwem zwyczajnym, nowa ewangelizacją i pierwszym głoszeniem (to zresztą są te numery, których obawiałam się najmocniej ze względu na autora DK – od początku zastanawiałam się, czy Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji zajmując się katechezą nie będzie jej zbyt mocno rozpatrywać z najlepiej sobie znanej perspektywy, a więc właśnie nowej ewangelizacji).

„Sam dokument jest rewolucyjny. On niesamowicie łamie schematy. Warto tu byłoby docenić, a nie tłamsić jakimiś programami, wytycznymi, podręcznikami i konspektami wszystkich katechetów, którzy potrafią pracować na lekcjach religii i dla nich to jest pasja” – po pierwsze wciąż nie widzę rewolucyjności ani łamanych schematów, po drugie – jak rozumieć oczekiwanie ks. Wyżkiewicza, by „nie tłamsić jakimiś programami” skoro w DK w numerach 422-423 wyraźnie jest wskazanie do opracowania diecezjalnego programu katechetycznego, a w kolejnym – o programie działania? Z kolei numer 149 mówiący o pedagogicznej formacji katechety zakłada opracowanie realistycznego planu działania, kreatywne korzystanie z języków, technik i narzędzi oraz ocenę wyników tego procesu. Nie bardzo rozumiem, w czym program czy podręcznik ma przeszkadzać katechecie? Mniej zdolny czy kreatywny skorzysta z pordnika metodycznego, inny opracuje lekcję po swojemu.

„Nie może być tak, że napiszemy sobie podręcznik, który wydaje nam się że jest aktualny dwadzieścia lat. Tak było od czasów, gdy powstało gimnazjum – mieliśmy jeden, ten sam podręcznik.” – a to już nieprawda, bo podręczniki powstawały w roku 2001, potem po 2010 i teraz po 2019.

„Ważne jest, żeby te konspekty nie były pisane na kolanie, tylko żeby były przedyskutowane z katechetami praktykami, którzy wiedzą, jak rozmawiać ze współczesną młodzieżą czy ze współczesnymi dziećmi” – może to mój belferski nawyk, ale chętnie przeczytałabym choć jeden konspekt opracowany przez ks. Wyżkiewicza…

KAI: Dyrektorium zwraca też uwagę na zróżnicowanie odbiorców katechezy, ze względu na regiony, kulturę… – Tak, bo inaczej się uczy w dużych miastach, w średnich i małych, inaczej na wiosce. Są różne regiony, nawet pod względem religijności, jest mniej lub bardziej pobożny. I są też różne konteksty” – różne sytuacje odbiorców katechezy (nie tylko z podziałem na grupy wiekowe) były już przedmiotem dyskusji w posoborowej „Ogólnej instrukcji katechetycznej”, a DOK cały rozdział poświęciło ogólnemu przystosowaniu do adresata , po czymw rozdziale kolejnym omówiono szczególne sytuacje, mentalności i środowiska.

Dalsze rozważania o wrażliwości na lokalną tradycję kulturę skomentuję jedym tylko słowem: inkulturacja, a one od czasów adhortacji „Catechesi tradendae” na dobre pojawiło się w refleksji katechetycznej. Przy czym nalezy pamiętać, że dorektorium o katechizacji jest dokumentem dla Kościoła powszechnego, więc nie chodzi o to, by teraz zachwycać się kulturami i tradycjami zza ocenau i przeszczepiać je na swój grunt katechetyczny, ale pielęgnować własne zwyczaje.

KAI: Nazywa Ksiądz nowe Dyrektorium dokumentem rewolucyjnym. Co konkretnie jest w nim rewolucyjnego, albo co może wpłynąć na rewolucję w katechezie w Polsce? Jakie ma Ksiądz w związku nim nadzieje? Mam nadzieję, że wiele osób zrozumie, że religia w szkole to misja Kościoła, a nie ciężki obowiązek. I to przede wszystkim szansa dotarcia do młodych, którzy nie mieli prawdziwego kontaktu z Kościołem i Chrystusem. To Dyrektorium pokazuje, że na katechezę trzeba patrzyć wieloaspektowo, że katecheza nie kończy się w klasie maturalnej, ale trwa całe życie. Bo to jest odkrywanie Chrystusa i Kościoła. Bardzo nam dziś potrzeba katechezy dla dorosłych, a zwłaszcza rodziców. Mam nadzieję, że coś ruszy w tym temacie.” – oczywiście dla dobra szeroko rozumianej katechezy życzę powodzenia i mam nadzieję, że to oczekiwanie spełni się. A łatwo nie będzie, skoro nawet zaangażowani w katechizację czy szkolne nauczanie religii nie dostrzegli analogicznych wskazań w poprzednim dokumencie, to mam poważne obawy, czy przejmą się wskazaniami nowego dyrektorium. Oczywiście każdy sam podejmie diecezję…eee… decyzję. Podsumowując – ja rewolucji w nowym Dyrektorium nie widzę, widzę za to aktualizację i zwrócenie uwagi na dzisiejsze szczególne wyzwania.

Oczywiście mogę się mylić, bo nie zawsze w szkole byłam prymasem…



Czym się różni żaba od najbardzieja?

Gdy się jest dzieckiem, to poczucie humoru zwykle jest adekwatne do wieku… Pewnie dlatego nie krępuje mnie zbyt mocno fakt, że jako kilkulatka zaśmiewałam się z żartu: „Czym się różni żaba od najbardzieja? Żaba jest cała zielona, a najbardziej na pysku”…

Od tego czasu minęły trzy dekady. Cóż więc się stało, że akurat teraz przywołałam w mej pamięci ów żart? Śpieszę wyjaśnić… Otóż przyszedł mi on na myśl w kontekście trzech dekad religii w szkole oraz popularnych w ostatnich dniach nagłówków z prasy katolickiej. Nagłówki te złowieszczo oznajmiają, iż „tylko 2,4 proc. przyszłych księży chce uczyć religii”:
https://pl.aleteia.org/2020/09/08/tylko-24-proc-przyszlych-ksiezy-chce-uczyc-religii-rozmowa-o-kandydatach-do-kaplanstwa/

Prezentacja wyników badań zawierających takie stwierdzenie odbyła się także na zjeździe Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych w Gnieźnie.
Po przeczytaniu takiej informacji, natychmiast chciałam sięgnąć do książki ks. K. Pawliny „Powołania kapłańskie AD 2020”, jednak nie była dostępna. A szkoda, bo z chęcią zobaczyłabym, jak dokładnie brzmiało pytanie zadane klerykom. Skoro prasa życzliwie donosi, iż tak niewielu przyszłych księży CHCE uczyć religii, spodziewałabym się pytania rozstrzygającego „Czy chcesz jako kapłan uczyć religii?”. Wtedy wynik byłby niepokojący – oznaczałby, że prawie wszyscy nie chcą lub nie wiedzą, czy chcą…

Zamiast jednak pogrążyć się w otchłani rozpaczy, przyjrzałam się uważnie sposobowi prezentacji tych wyników. Sam autor badań stwierdził, iż „Interesujące są odpowiedzi na pytanie o to, jakim kierunkom pracy w Kościele pragnęliby się poświęcić przyszli kandydaci do kapłaństwa”. Zaraz, zaraz… czyżby więc pytanie brzmiało nieco inaczej, np. „jakim kierunkom pracy w Kościele pragnąłbyś poświęcić się?”. Jak dla mnie jest to prośba o wskazanie obszaru, który byłby najchętniej podjęty w posłudze kapłańskiej. Tryb przypuszczający, pytanie o pewe preferencje… (w analogicznej sytuacji podejrzewam, że każda panna młoda pragnęłaby po ślubie życia jak w bajce – i na pewno nie chodzi o pierwsze rozdziały bajki o Kopciuszku…). Bez lektury książki nie wiemy nawet, czy w pytaniu była opcja jednokrotnego wyboru, zaznaczenie kilku preferowanych odpowiedzi, czy może np. uszeregowanie propozycji?
Nie uważam więc, by uzasadnione było stwierdzenie, iż „tylko 2,4% chce uczyć katechezy [sic!]”. Oczywiście wielokrotnie podkreślałam, że w szkole uczymy religii, a nie – katechezy, więc tym razem zaniecham tych wywodów. Podobnie inną kwestią jest, skąd w przyszłych kapłanach taka niechęć do uczenia w szkole? Rozumiem, że pracując w szkole z dziećmi czy młodzieżą „w pakiecie” dostajemy dyrekcję, rodziców, mnóstwo formalności , jednak wciąż to jest jeden z rodzajów posługi Słowa. Rozumiem też, że praca w szkole nie należy do najłatwiejszych, ale przecież ktoś, kto usłyszał Jezusowe „Pójdź za Mną”, powinien liczyć się z tym, że może nie być łatwo… Wszak Pan Jezus swym naśladowcom daje krzyż, a nie – bułkę z masłem…
Odchodząc nieco od dywagacji nad przyczynami niechęci księży do szkoły i nauczania religii (w tym miejscu przepraszam wszystkich kapłanów uczących w szkołach chętnie, z zapałem i ogromnym zaangażowaniem – wiem, że istniejecie, choć zwykle głośniej jest o Waszych przeciwieństwach…). Za niezywkle niebezpieczne uważam publiczne stwierdzenia takie jak w przytoczonych artykułach – czyż odtąd niektórzy księża (tak obecni, jak i przyszli) nie poczują się usprawiedliwieni niechęcią do nauczania religii, bo przecież „tylko 2,4% przyszłych kapłanów chce uczyć w szkole”? Nie szkodzi, że nie wiemy, co tak naprawdę wynika z badań… Połykacze nagłówków już wiedzą swoje…
Ot, pytano o najbardzieja, a przedstawiono żabę…